Delikatna, słowiańska cera; smukła, zgrabna sylwetka, w żółtych,
dziesięciocentymetrowych szpilkach sięgająca metra dziewięćdziesiąt pięć;
czarująco błękitne tęczówki; bladoróżowe, pełne wargi i długie rzęsy; proste,
brązowawe włosy, rozjaśniane końcówki bezwładnie opadające na ramiona. Spod
koronkowej, granatowej bluzki na nadgarstku wychylały się chińskie,
niezrozumiałe trzy znaki, wypisane na zawsze. Pośród pasm włosów można było, z
dużym trudem, zauważyć niewielkiego motyla, przysiadającego na willpower – był to kolejny tatuaż
zajmujący wyznaczoną część ciała dziewczyny. Miały one szczególne znaczenie,
gdyż przypominały o tym, przed czym uciekła. Mimo zmian i innego otoczenia,
nadal była tą samą, rozpoznawaną i cenioną osobą na świecie. Przymuszono ją do
wyjazdu i opuszczenia ukochanej rodziny, wmawiając, że tak będzie lepiej dla
niej i jej bliskich. Wierzyła i posłusznie wykonywała kolejne polecenia, aż nie
znalazła się w Rzeszowie i zrozumiała, że to tylko gra i mszczenie się za jej
błędy z przeszłości. Jednak nie mogła nic zrobić – powrót do ojczyzny wiązał
się z olbrzymim ryzykiem swojego zdrowia, ale przede wszystkim rodziny. Nie
mogła pozwolić, aby ktoś przystawił pistolet do głowy jej matki. Więc tkwiła w
stolicy Podkarpacia, próbując ułożyć sobie nowe życie, wiedząc, że nie mogła
powrócić do poprzedniego zawodu, gdyż właśnie przed nim ostrzegał ją wredny
typ, grożący jej najbliższym. Po roku spędzonym w Polsce mogła pochwalić się
ogromnym krokiem na przód: posiadała iście apartamenckie mieszkanie w centrum
miasta, już bez problemów komunikowała się w języku polskim, zyskała zaufaną
przyjaciółkę od serca, o której wiedziała praktycznie wszystko, a ona o niej
niewiele, i – co dziwiło ją samą – pracę, w firmie komputerowej. Od początku
tygodnia, do piątku siedziała przy swoim dębowym biurku, przed chcącym
współpracować laptopem i przez osiem godzin spędzanych w pracy – tworzyła
najróżniejsze grafiki, szablony na strony WWW, czy obrabiała zdjęcia dla swoich
klientów. Praktycznie – jeśli nie zajmowała się wyznaczonymi zadaniami – to
zabierała sponsorskiego Nikona i bawiła się w fotografię, przy okazji
wykonując swoją pracę dla firmy ASSECO. I tak trwała w swoim młynku; w dzień
pracując na pełnych obrotach, a wieczorami z kubkiem w ręku i puszystym kotem
na kolanach myślała o rodzinie i o tym, jak bardzo jej ich brakuje – aż do
pewnego poniedziałku, który zmienił jej życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Buongiorno! Startujemy z Enigmą. Prolog jest jaki jest.
W roli ścisłości: żeby było mi znacznie łatwiej dotrzeć do zainteresowanych, to proszę wpisywać się w zakładce informowani.
Wiesz, że od początku byłam na tak:P I wreszcie się odczekałam, prolog bardzo tajemniczy i jestem ciekawa co będzie dalej :P Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń